niedziela, 27 września 2009

Dzień jabłka - jabłecznik z pokrywką

Tak bardzo chciałam wziąć udział w tegorocznym Dniu Jabłka ale nie starczyło mi wczoraj czasu na publikację :( Zrobiłam jabłecznik z pokrywką, niby zwyczajny ale dla mnie to odmiana, nie pamiętam już kiedy poprzednio taki upiekłam.



Składniki:
na 20cm okrągłą foremkę
około 400g bezglutenowego ciasta kruchego
(200g mąki bezglutenowej, 100g masła, 70g cukru, szczypta soli, odrobina wody)

750g jabłek
1/2 szklanki wody
cukier do smaku
1 łyżka skrobi ziemniaczanej lub kukurydzianej
1 łyżeczka cynamonu
kilka goździków
ewentualnie rodzynki, suszone żurawiny, skórka pomarańczowa lub cytrynowa

roztrzepane jajko do wysmarowania ciasta

Przygotowanie:
Kruche ciasto bezglutenowe można przygotować wg tego przepisu: http://www.glutenfreemuffin.com/2009/09/kryzysowe-tarteletki-z-owocami.html

Schłodzone ciasto rozwałkować i wykleić nim foremkę. Podziurawić dno widelcem albo innym szpiczastym narzędziem. Można chwilę podpiec w temperaturze 200°C, tak około 10 minut.

W międzyczasie obrać jabłka i pokroić w kostkę. Jeśli są kwaśne posypać cukrem, dodać przyprawy, suszone owoce i poddusić chwilę na patelni ale tak, żeby się nie rozgotowały. Skrobię rozmieszać w wodzie i wlać do jabłek. Potrzymać chwilę na ogniu aż zgęstnieje.

Nadzienie wyłożyć na przygotowany spód. Rozwałkować koło o średnicy foremki i położyć na wierzchu ciasta. Z pozostałego ciasta można wyciąć foremką ulubione kształty i ozdobić nimi wierzch. Posmarować rozmąconym jajkiem i zapiec w gorącym piekarniku do zrumienienia.

Przepis bierze udział w akcji Dzień jabłka zorganizowanej przez Tatter

czwartek, 24 września 2009

Kryzysowe tarteletki z owocami

Nie miałam za bardzo pomysłu co zrobić dziś na deser, tym bardziej, że lodówka świeciła pustkami jak nigdy. Padło na babeczki z kremem i owocami bo maliny akurat były a to już przecież w tym roku końcówka, warto to wykorzystać. Znowu więc piękne słodziutkie maliny poszły na ciacha a nie na nalewkę, nie wiem czy w tym roku uda się w końcu ją zrobić :).


Pisałam już, że gotowe mieszanki bezglutenowe są niezbyt zdrowe z takiego ogólnodietetycznego punktu widzenia. Prowadzę więc eksperymenty z różnymi rodzajami mąki w różnych proporcjach. Zależy mi aby mąka była możliwie pełnoziarnista a gotowe wypieki nie powinny się również kruszyć ani rozpadać, to bardzo ważne. Poza tym niezmiernie istotny jest smak, używam różnych rodzajów mąki ryżowej, kukurydzianej, gryczanej, quinoa, tapioki, orzechów itp, wszystkie te produkty mają charakterystyczny smak, nie zawsze chcę, żeby był wyczuwalny w gotowym produkcie.
No ale wracając do tematu dziś wyszły mi szczególnie dobre spodki do tarteletek, wydawały idealny dźwięk przy chrupaniu, i się nie rozwalały. Tylko kurczę powinnam zapisać te proporcje bo użyłam 4 rodzajów mąki ale ile to już zupełnie nie pamiętam :(.

Składniki:
bezglutenowe ciasto kruche:
200g mąki bezglutenowej
70g cukru trzcinowego
100g masła
kilka łyżek wody

krem cukierniczy:
500ml mleka
4 żółtka
50g skrobi kukurydzianej
60g cukru
1 laska wanilii lub łyżka ekstraktu

200g malin
150g borówek

Przygotowanie:
Ciasto kruche:
mąkę wymieszać z cukrem, dodać masło w kawałkach i wymieszać aż powstanie kruszonka. Dolać tyle wody ile trzeba aby ciasto się skleiło, wyrobić, skleić w kulę i włożyć do lodówki na godzinę. Potem wyjąć, rozwałkować i wylepić foremki do babeczek. Ja użyłam silikonowej formy na 12 muffin.
Wyklejone foremki włożyć do zamrażalnika w tym czasie rozgrzać piec do 200°C. Foremki wstawić do piekarnika i piec 10-15 minut aż spodki będą rumiane. Upieczone wyjąć i ostudzić. Z foremek można wyjmować jak nieco ostygną.

Krem cukierniczy:
żółtka ubić z cukrem, dodać skrobię i dokładnie wymieszać. Mleko zagotować z nasionkami wanilii, gorącym zalać żółtka, lepiej po trochu i uważnie, tak, aby się nie porobiły kluchy. Krem zagotować na małym ogniu, energicznie mieszając. Gotowy posmarować po wierzchu masłem, przykryć folią żeby nie zrobiła się skorupka i ostudzić.

Jak krem wystygnie nakładać go do ostudzonych miseczek i przybierać owocami.

niedziela, 20 września 2009

Weekendowa Cukiernia #13 - Pierre Hermé, brownies, koniak i złote perełki

Gospodynią 13 wydania Weekendowej Cukierni jest Anoushka. Zaproponowała takie ciasto, że nie mogłam zasnąć zanim go nie zrobiłam. A potem nie mogłam zasnąć z przejedzenia :) Tort jest przepyszny, intensywnie czekoladowy brownies z niezwykle delikatnym kremem z dodatkiem koniaku, rodzynek i winogron - poezja. Ja akurat zrobiłam 8 małych torcików, bo Szarlotek przypomniał mi, że lubię takie małe torciki a nie ma ich w ogóle na moim blogu. Ostatnio miałam z tymi obręczami do torcików ciche dni, w związku z pewnym przykrym incydentem :)


W przepisie prawie nic nie zmieniłam, właściwie nie wiedziałam tylko jak sobie Pierre Hermé wyobraża tę dekorację z rodzynek, moje wyszły w sumie dość niewyględne, więc udekorowałam głównie winogronami a rodzynki położyłam pod winogrona. Kilka winogron położyłam też na dole aby krem utworzył ładną falbankę.
Dodałam do galaretki jeden listek żelatyny zamiast tortengussa bo on zawiera skrobię i może nie być bezglutenowy.

Pierre Hermé, brownies, koniak i złote perełki
przepis pochodzi z książki Pierre'a Hermé "Mes desserts préférés" Agnès Vienot Editions, 2003, str. 195

Złote perełki, czyli rodzynki:
120 g żółtych rodzynek (koniecznie muszą być żółte, bo wtedy ładnie wyglądają:))
70 g wody
70 g koniaku (można zastąpić rumem)

Rodzynki umieścić w niewielkim garnuszku. Zalać je wodą i zagotować. Gotować przez 1-2 minuty do momentu, aż woda prawie całkowicie wyparuje.
Zdjąć garnuszek z ognia, zalać koniakiem i podpalić, starając się przy okazji nie poparzyć paluchów, tudzież nie puścić z dymem kuchni ;)
Potrząsać płonącym garnuszkiem do moment, aż płomień zgaśnie. Przełożyć do szklanej miseczki, dokładnie przykryć i ostudzić. Przechować w lodówce nawet do 5 dni. Rodzynki najlepiej przygotować dzień wcześniej.

Brownies:
70 g poszatkowanej gorzkiej czekolady
130 g miękkiego masła
2 jajka średniej wielkości, w temperaturze pokojowej, delikatnie ubite
125 g cukru
60 g przesianej mąki (u mnie bezglutenowa, przyp. f.)
100 g grubo poszatkowanych orzechów pecan

Nagrzać piekarnik do 180°C. Wysmarować tortownicę o ø 22 cm masłem i wyłożyć papierem do pieczenia.
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej. Zdjąć z ognia i odczekać, aż jej temperatura spadnie do 45°C (gdy robiłam pierwszym razem, nie miałam termometru... i też wyszło ;)).
Masło delikatnie wymieszać przy pomocy silikonowej łopatki do momentu, aż uzyska kremową konsystencję (oczywiście użyłam miksera na najwolniejszych obrotach ;)) Dodawać, cały czas dokładnie mieszając, czekoladę, jajka, cukier mąkę oraz orzechy pecan.
Przełożyć ciasto do tortownicy. Piec około 10-13 minut. Ciasto powinno mieć suche brzegi i delikatnie kleić się po środku. Wyjąć z piekarnika i pozostawić do ostygnięcia.
Ciasto, dokładnie zawinięte, można przechowywać przez 2 dni w lodówce lub przez miesiąc w zamrażalniku.

Crème pâtissière:
125 g pełnotłustego mleka
1/2 laski wanilii
2 małe żółtka
25 g cukru
11 i 1/2 g przesianej Maïzeny (lub mąki ziemniaczanej)
12 i 1/2 g miękkiego masła

Laskę wanilii rozciąć i wyskrobać nasionka. Zalać wszystko mlekiem. Zagotować. Zdjąć z ognia, przykryć i odstawić na 30 minut.
Przygotować dwie miski o różnej średnicy tak żeby jedną można było włożyć do drugiej. Wypełnić większą lodem (użyłam jednej metalowej miski, którą uprzednio wstawiłam do zamrażarki na godzinę).
W garnuszku z grubym dnem, ubić razem żółtka, cukier oraz przesianą Maïzenę. Dodać ¼ mleka i nadal ubijać. Gdy wszystko dokładnie się połączy i będzie miało taką samą temperaturę, dodać resztę mleka. Wyjąć laskę wanilii.
Podgrzewać delikatnie krem bez przerwy ubijając, aż do momentu, gdy się zagotuje. Gotować 1-2 minuty cały czas ubijając. Zdjąć krem z ognia i przełożyć do mniejszej miski i ustawić ją w misce z lodem. Schładzać cały czas energicznie mieszając, żeby nie porobiły się grudki. Gdy krem osiągnie temperaturę 60°C dodać po trochu masło mieszając, aż dokładnie się rozpuści i połączy z kremem. Ostudzić.
Szczelnie przykryty crème pâtissière można przechowywać do 2 dni w lodówce

Krem z koniakiem :
340 g śmietanki (użyłam 35%)
4 g żelatyny
3 i 1/2 łyżki koniaku (lub rumu jeżeli rodzynki macerowały się w rumie)
190 g kremu pâtissière

Namoczyć listki żelatyny w zimnej wodzie. Odcisnąć i odstawić na bok.
Ubić delikatnie śmietankę (ubiłam mocniej niż delikatnie ;)). Odstawić na bok.
Rozpuścić żelatynę w garnuszku. Dodać koniak i dokładnie wymieszać. Dodać ¼ kremu pâtissière i wymieszać. Jeżeli temperatura kremu jest wyższa niż 21°C, wstawić miskę z kremem do zimnej wody.
Dodać pozostały krem pâtissière, delikatnie wymieszać. Na końcu dodać ubitą śmietankę i ponownie wymieszać.

Przezroczysta polewa:
Jeżeli macie już dosyć i na samą myć o kolejnej chwili spędzonej przy garach, robi się Wam słabo, to możecie użyć galaretki z jabłek lub pigwy. Galaretką, przed użyciem, należy delikatnie podgrzać. Jeżeli macie ochotę przygotować samemu polewę, oto przepis ;)

50 g cukru
1 opakowanie przezroczystej polewy żelującej do tart owocowych (u mnie 1 listek żelatyny - przyp. f.)
150 g wody
skórka z połowy cytryny i pomarańczy
łyżeczka soku z cytryny
1/4 laski wanilii
3 listki mięty

Wymieszać polewę żałującą z cukrem. Odstawić na bok.
Wodę podgrzewać z rozkrojoną wanilią, skórką cytryny i pomarańczy. Gdy jest letnia, dodać, cały czas mieszając drewnianą łyżką, wymieszany cukier z polewą. Zagotować, zmniejszyć ogień i gotować około 3 minut. Dodać sok z cytryny i ponownie zagotować. Zdjąć garnek z ognia, dodać listki mięty, przykryć i odstawić na około 15 minut. Odcedzić polewę i pozostawić do całkowitego ostygnięcia w temperaturze pokojowej. Jeśli polewa za mocno się zetnie wystarczy ją delikatnie podgrzać.
Polewę można przechowywać w lodówce przez tydzień lub po prostu ją zamrozić.

Końcówka:)
Odsączyć rodzynki na sitku. Przed użyciem osuszyć je dodatkowo ręczniczkiem papierowym. Przełożyć ciasto ponownie do tortownicy, lub użyć obręczy ze stali nierdzewnej (ta ostania świetnie się sprawdza).
Wylać na ciasto połowę kremu. Na krem wyłożyć rodzynki (zostawić do dekoracji ¼ rodzynek) i przykryć ponownie kremem. Wygładzić starannie wierzch.
Wstawić ciasto na godzinę do zamrażalnika. Tak przygotowane ciasto, dokładnie zawinięte w folię można przechowywać w zamrażalniku przez 2 tygodnie.

Udekorować ciasto pozostawionymi rodzynkami oraz świeżym winogronami. Polać zimną polewą i wstawić do lodówki na godzinę.





czwartek, 17 września 2009

Czekoladowe tarteletki

Pewnie znacie Tartelette, jeden z najlepszych i najpiękniejszych blogów cukierniczych. Dzisiejsze tarteletki pochodzą właśnie stamtąd. Wiedziałam, że je zrobię, jak przeczytałam towarzyszący im artykuł, zresztą, jako straszliwy łakomczuch, nie potrzebuję zbyt wielkiej motywacji, żeby upiec czekoladowe tarteletki :). Te są naprawdę pyszne, z gładkim, truflowym, mocnoczekoladowym nadzieniem i lekkim kawowym posmakiem.


Wspomniany artykuł nie jest zbyt wesoły, Helen pisze, że zdiagnozowano u niej chorobę genetyczną, która wymaga wyeliminowania z diety glutenu. Nie jest to celiakia, więc dieta nie musi być bardzo rygorystyczna, poprawę przyniesie już ograniczenie jego spożywania. Ta przykra wiadomość ma jednak (przynajmniej dla mnie) pewien optymistyczny aspekt. Tartelette będzie częściej publikować przepisy bezglutenowe, a więc zyskam nowe źródło wspaniałych inspiracji i fantastycznych bezglutenowych zdjęć. Cieszę się niezmiernie, że najlepsze blogi przechodzą na bezglutenową stronę mocy :) (pamiętacie La Tartine Gourmande, o której wspominałam ostatnio? Ona też publikuje mnóstwo przepisów bezglutenowych a jej fotografie potrafią śnić się po nocach).

Ale do rzeczy. W przepisie nie zmieniłam zbyt wiele, jedynie część mąki ryżowej zastąpiłam mielonymi migdałami a mąkę z amarantusa - gryczaną. Można go zmodyfikować dodając jakieś owoce, wówczas lepiej kawę w nadzieniu zastąpić mlekiem, śmietanką, wodą, likierem itp. Mnie smakowały takie jakie były ale niektórzy moi degustatorzy twierdzili, że to dla nich za dużo czekoladowego smaku, co nie przeszkadzało im wsuwać tarteletek jedna po drugiej :). Zresztą to przecież zależy od użytej czekolady, można wziąć słodszą.
Oryginalny przepis Tartelette
Przepis z moimi zmianami:

Składniki na 8 tarteletek:
ciasto:
113g miękkiego masła
60g cukru pudru
3 żółtka
szczypta soli
80g mąki ryżowej
80g mielonych migdałów
30g mąki gryczanej
40g skrobi ziemniaczanej
20g kakao

nadzienie truflowe:
240g gorzkiej czekolady
170g miękkiego masła
50g cukru
60ml mocnej kawy
4 duże jajka

polewa czekoladowa:
120g gorzkiej czekolady
80ml śmietanki kremówki
2 łyżki masła

Przygotowanie:
Kruche ciasto:
Ubić masło z cukrem na piankę. Dodać żółtka, szczyptę soli i wymieszać. Na koniec dodać mąki wymieszane z kakao i zagnieść ciasto. Owinąć w folię i włożyć do lodówki na godzinę.

Rozgrzać piekarnik do 180°C. Przygotować 8 foremek na tarteletki.
Ciasto rozwałkować, wyciąć 8 kółek i każdym z nich wylepić foremkę. Jeśli się rozerwie to nic, trzeba po prostu zalepić dziurę. Do każdej foremki włożyć pergamin a na nim garść suchej fasoli tak, aby ciasto nie wyrastało nadmiernie. Piec przez 10 minut a potem wyjąć z piekarnika i zdjąć pergamin z fasolą.

W międzyczasie przygotować nadzienie truflowe:
Czekoladę połamać do średniej miski. W rondelku na średnim ogniu zagotować masło, cukier i kawę. Gotową miksturę wylać na czekoladę i pozostawić na 2-3 minuty. Wymieszać aż się połączy. Wbijać po jednym jajku i miksować aż do uzyskania gładkiego kremu. Podzielić go na 8 części i rozłożyć do foremek. Zapiec przez 10 minut a potem wyjąć z piekarnika i całkiem ostudzić.

Polewa czekoladowa:
Czekoladę połamać do miski. Zagotować śmietankę, wlać do czekolady i pozostawić na 2-3 minuty. Po tym czasie wymieszać, dodać masło i dalej mieszać, aż do uzyskania gładkiej polewy. Podzielić ją na 8 części i rozsmarować na tarteletkach. Schłodzić w lodówce.

poniedziałek, 14 września 2009

Jabłecznik, ups grusznik :)

Dzisiejsze ciasto być może już znacie ze strony Bei. Jest to bezglutenowe, odwrócone ciasto z jabłkami o wspaniałym smaku. Zawiera mąkę z quinoa czyli komosy ryżowej, niezwykle zdrowego południowoamerykańskiego pseudozboża. Bea zaczerpnęła przepis z fantastycznej strony La Tartine Gourmande, którą Wam przy okazji polecam. Znajdziecie tam przepiękne zdjęcia i bardzo ciekawe przepisy, bardzo wiele bezglutenowych.


Pewnie nie wiecie, że większość gotowych mieszanek mąki bezglutenowej zrobiona jest głównie ze skrobi ziemniaczanej i kukurydzianej, do których dodano przeróżne chemiczne substancje dla poprawy konsystencji. Jak można się domyślić taka mąka nie ma zbyt wiele wartości odżywczych poza oczywiście jakimś ładunkiem energetycznym. W związku z tym niedawno stałam się szczęśliwą posiadaczką młynka do ziaren. Otwiera on przede mną nieograniczone możliwości własnoręcznej produkcji tych wszystkich rodzajów mąki, o których czytam na zagranicznych stronach bezglutenowych. Mąkę z quinoa można akurat w Polsce znaleźć, ale zanim Miłym Paniom Z Pobliskiego Sklepu Ekologicznego udało się ją zamówić ja już miałam młynek i mogłam zmielić ziarno.

Zdążyłam upiec to ciasto z różnymi owocami i upiekę jeszczez pewnością nie raz. Ma wyjątkowy, orzechowo-karmelowy smak i wspaniałą wilgotną konsystencję. Nawet z bardzo mokrymi owocami nigdy nie ma w nim zakalca. Dzisiaj wersja z gruszkami. Moje ciasto bardziej przypomina to ze strony Bei, bo również użyłam ciemnego cukru muscovado do owoców. Bałam się, że dość miękkie gruszki rozciapią się podczas podsmażania na patelni, zamiast tego dno formy wysmarowałam grubo masłem i posypałam ciemnym cukrem, na nim ułożyłam świeże gruszki Podczas pieczenia cukier rozpuścił się i stworzył ciemny karmelowy syrop, który wniknął w ciasto.
Ciasto bardzo mocno wyrasta, zmniejszyłam więc ilość składników o 1/3 tak aby było bardziej owocowe niż ciastowe :) Wrzuciłam tylko nieco więcej siekanych orzechów.
Oryginalny przepis La Tartine Gourmande
Wersja Bei

Przepis z moimi zmianami:

Składniki:
40g orzechów
25 g masła + do natłuszczenia formy
3 – 4 gruszki średniej wielkości
1/2 łyżeczki cynamonu
80g jasnego cukru muscovado
2 łyżki ciemnego cukru muscovado na dno formy
80 naturalnego jogurtu (ja dziś użyłam maślanki)
1 laska wanilii (ziarna)
2 jajka
70ml oliwy z oliwek
szczypta soli
1/2 łyżeczki sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
35g maizeny
40g mąki z quinoa*
50g mąki ryżowej (użyłam mąki z brązowego i kleistego ryżu)*
3 łyżki zmielonych migdałów

* można zastąpić 90g mąki pszennej

Przygotowanie:
Nagrzać piekarnik do 180°C.
Natłuścić formę o wysokim brzegu (tortownicę) o średnicy 24 cm.
Orzechy zrumienić na patelni (5-7 minut) tak, by miały złoty kolor. Zostawić je do przestygnięcia, następnie posiekać (niezbyt drobno).
Gruszki umyć i pokroić w cienkie plasterki nie wykrajając środka, tylko wyciągając pestki.
Na dnie formy rozsmarować 25g masła i posypać 2 łyżkami cukru muscovado. Ułożyć gruszki na dnie tortownicy.
Jogurt wymieszać z cukrem. Dodać ziarna wailii, następnie jajka, oliwę i wymieszać tak, by otrzymać jednolitą masę. Następnie dodajemy migdały, mąkę, maizenę, proszek do pieczenia i sodę oraz posiekane orzechy (i ewnetualnie cynamon). Dobrze wymieszane ciasto wlewamy na gruszki i pieczemy ok. 50 minut.

środa, 9 września 2009

Cobbler z lodami waniliowymi

Coś niby jak crumble ale nie całkiem. Na wierzchu w roli kruszonki chrupkie maślankowe ciasto, które w piecu mocno wyrasta. Czasem wycięte wykrawaczką do ciastek lub jak u mnie nałożone łyżką. Najlepsze ciepłe z lodami. A lody dzisiaj też zrobiłam własne, najlepszy sposób na wykorzystanie nadmiaru żółtek, choć wiem, że statystycznie częściej w przyrodzie występuje nadmiar białek.


Cobbler robi się na oko ale postaram się przedstawić proporcje na 4 foremki o średnicy 12cm:

nadzienie owocowe:
4 jabłka obrane i pokrojone w kostkę
1-2 łyżki cukru trzcinowego
garść rodzynek
1 łyżka skrobi ziemniaczanej
przyprawy: cynamon, goździki, imbir, co kto lubi

ciasto:
150g mąki bezglutenowej
2 łyżki cukru trzcinowego i trochę do posypania
niecała łyżeczka proszku do pieczenia
80g lodowatego masła posiekanego lub startego na grubej tarce
kilka łyżek maślanki lub mleka
szczypta soli
ewentualnie przyprawy pasujące do nadzienia, cobbler bywa też mięsny, wówczas się cukru nie daje a lody też raczej oddzielnie ;)

Przygotowanie:
Jabłka wymieszać z pozostałymi składnikami i rozłożyć do foremek. Zapiec przez jakieś 15 minut w temperaturze 200C. Można zamieszać ale nie za bardzo, żeby całkiem nie rozwalić owoców.
W międzyczasie przygotować ciasto: mąkę wymieszać z solą, cukrem, proszkiem do pieczenia i przyprawami. Wrzucić masło w kawałeczkach i szybko połączyć. Następnie wlać kilka łyżek maślanki, tak aby uzyskać dość gęste ciasto. Można je rozwałkować i wykrawać foremką do ciastek lub kłaść łyżką na owocach. Porcje ciasta położyć na owocach i posypać odrobiną cukru. Wstawić do pieca i zapiec aż ciasto będzie złociste.

Lody waniliowe to właściwie banał, też mają u mnie różny skład, w zależności od tego co znajdę w lodówce. Podaję skład tych, które są na zdjęciu:

250ml mleka
5 żółtek
100g cukru
300ml śmietanki kremówki
1 laska wanilii lub łyżka ekstraktu waniliowego z ziarenkami

Przygotowanie:
Mleko zagotować z ziarenkami wanilii, żółtka ubić z cukrem. Zagotowane mleko wlać do żółtek a potem wszystko z powrotem do rondla i zagęścić energicznie mieszając. Nie za bardzo, żeby się nie zważyło.
Gotowy krem przelać przez gęste sito do miski i odstawić do ostygnięcia.
Śmietankę lekko ubić i delikatnie wymieszać z żółtym kremem. Całość wstawić do lodówki na kilka godzin, najlepiej na noc, tak aby osiągnęło temperaturę kilku stopni. Dopiero wtedy wlać do sorbetiery i zamrozić zgodnie z instrukcją.

Uwaga: wanilia musi być prawdziwa, cukier waniliowy ani olejek się nie nadają. Cukier z prawdziwą wanilią nadaje się tylko dla smaku bo przy jego użyciu lody uzyskają szary odcień, będzie można je zjeść ze smakiem ale tylko w samotności i po ciemku :).
Część cukru można zastąpić glukozą, jest nieco mniej słodka w smaku i potrzeba jej więcej. Wpłynie ona korzystnie na konsystencję lodów. Wiem, że to herezja jeśli chodzi o profilaktykę chorób cywilizacyjnych i w ogóle rozsądek karze raczej ograniczać tego rodzaju substancje :).

Lody położyć na porcję ciepłego cobblera i zjadać szybciunio.

niedziela, 6 września 2009

Weekendowa Cukiernia #12 - Sernik na zimno

Gospodynią 12 wydania Weekendowej Cukierni jest Ola. Zaproponowała dwa przepisy, Sernik na zimno z białą czekoladą i roladę czekoladową z kremem z mascarpone i malinami. Oba bardzo ciekawe, dzisiaj zrobiłam sernik a rolada będzie za tydzień :).
Sernik od razu mi się spodobał bo jest bezglutenowy. Oczywiście, żeby spełniał warunki diety trzeba użyć odpowiednich produktów, czekolady, sera, a w szczególności ciasteczek amaretti. Są one tradycyjnie zrobione z migdałów, białek i cukru a więc teoretycznie pasują, niestety wszystkie dostępne w polskich sklepach mają napisane, że w fabryce używa się pszenicy, więc mogą być zanieczyszczone glutenem. Ten napis znają wszystkie osoby, które usiłują rygorystycznie przestrzegać jakiejś diety, trzeba indywidualnie podjąć decyzję, najlepiej w porozumieniu z lekarzem, czy taki produkt może zaszkodzić. Na szczęście ciasteczka nie są trudne do zrobienia.



W stosunku do przepisu Oli musiałam dokonać pewnych zmian. Po pierwsze dodałam do masy serowej 6 listków żelatyny. Wydawało mi się, że on nie bardzo ma szanse się zsiąść sam z siebie i chyba były to uzasadnione obawy. Być może zależy to od innych użytych składników. Mój sernik z żelatyną ładnie trzymał kształt, mimo, że stał kilka godzin na stole ale jeśli jeszcze kiedyś go zrobię to dodam 1-2 listki więcej.

Poza tym sernik na pewno nie zmieści się w małej keksówce. Żeby się zmieścił trzeba by wziąć połowę składników. Ja zrobiłam go w tortownicy o średnicy 21cm, która ma dwukrotnie większą pojemność. Ułożyłam amaretti na dnie, tak jak normalnie układa się spód sernika. Do masy serowej nie dodałam cukru, bo wydawało mi się, że będzie za słodko. Z tego samego powodu zrezygnowałam też z dżemu i przełożyłam sernik tylko malinami. Zamiast sosu zrobiłam cieniuteńką warstwę galaretki na wierzchu (miał być na imprezę, tak było praktyczniej).

Sernik jest rewelacyjny w smaku, ma idealnie gładką, jedwabistą konsystencję. Bałam się tak dużej ilości białej czekolady bo w sumie dopiero niedawno ją trochę polubiłam ale zupełnie niesłusznie. Musicie spróbować.

Sernik na zimno z białą czekoladą, owocami i ciasteczkami amaretti
Oryginalny przepis Oli


Przepis z moimi zmianami:

Składniki:
masa serowa:
300g białej czekolady
600g serka kremowego
250ml śmietany kremówki
8 listków żelatyny

250g malin do przełożenia

85g ciasteczek amaretti na spód

galaretka na wierzch:
100g malin
łyżka cukru
2 listki żelatyny

250g borówki amerykańskiej, malin, jeżyn do przybrania

Przygotowanie:
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej.

W dużej misce zmiksować razem serek i śmietankę. Następnie stopniowo, cały czas miksując na małych obrotach wlewać ostudzoną czekoladę. Ucierać aż do połączenia się składników. Rozpuścić żelatynę i dodać.

Dno tortownicy o średnicy 24cm wyłożyć ciasteczkami amaretti. Wlać połowę masy a następnie delikatnie rozłożyć maliny. Przykryć reszta masy serowej i wstawić do lodówki na minimum 6 godzin, najlepiej na całą noc.

Maliny na galaretkę zmiksować, przetrzeć przez sitko, podgrzać w rondelku z niewielką ilością wody, tak aby było około pół szklanki płynu. Przecedzić przez bibułę (np. filtr do kawy), wymieszać z żelatyną i wylać na sernik.

Sernik wyjąć z tortownicy i ostrożnie przełożyć na talerz. Owoce ułożyć na wierzchu. Podawać od razu.



czwartek, 3 września 2009

Cake apéritif z kozim serem, suszonymi pomidorami i tymiankiem

Pamiętacie to ciasto z blogu Karolci? Ja nie mogłam się mu oprzeć, wspaniała kombinacja smaków i przepis, który wydał mi się możliwy do zrobienia z mąki bezglutenowej bez zmiany proporcji. Ciasto wyszło pyszne, wilgotne i bardzo aromatyczne, dokładnie takie jak sobie wyobrażałam i jakie można było zobaczyć na zdjęciach Karolci. Na dodatek jedynym mlecznym dodatkiem jest ser kozi, który jest często tolerowany przez osoby z nietolerancją laktozy, w każdym razie u mnie był.


Cake apéritif z kozim serem, suszonymi pomidorami i tymiankiem
przepis Karolci

Na formę o długości 25 cm

200 g koziego sera*
4 jajka
250 g mąki (u mnie bezglutenowa - przyp. f.)
100 ml białego wytrawnego lub półwytrawnego wina
100 ml oliwy (użyłam oliwy z oliwek)
1/2 pęczka tymianku
skórka starta z 1/2 cytryny
1/2 łyżeczki cukru
60 g suszonych pomidorów
11 g proszku do pieczenia (bezglutenowy - przyp. f.)
1/2 łyżeczki soli
pieprz

1. Piekarnik rozgrzać do temperatury 220°C.
2. Formę keksówkę lekko natłuścić, wyłożyć papierem do pieczenia.
3. Tymianek posiekać. Ser kozi pokroić w kostkę. Odstawić.
4. Suszone pomidory pokroić na drobne kawałki. Oprószyć mąką, odstawić.
5. Pozostałą mąkę przesiać wraz z proszkiem do pieczenia do dużej miski. Wymieszać z cukrem, solą i pieprzem. Po środku zrobić wgłębienie.
6. Jajka rozkłócić, dodać wraz ze skórką z cytryny do dołka w mące. Mieszać trzepaczką lub widelcem tak, aby mąka stopniowo połączyła się z jajami.
7. Wlać oliwę oraz wino. Dodać posiekane suszone pomidory, tymianek oraz kozi ser. Dokładnie wymieszać. (Ciasto pozostanie odrobinkę grudkowate).
8. Przełożyć do przygotowanej formy. Piec 15 minut w temperaturze 220°C, następnie zmniejszyć temperaturę do 160 °C i piec jeszcze 25-30 minut lub do czasu, aż patyczek wkłuty do środka wyjdzie suchy.
9. Pozostawić do przestygnięcia. Smacznego !!!

*użyłam sera pleśniowego z miękkim środkiem
Related Posts with Thumbnails